czwartek, 21 marca 2013

21/31

Może za dużo od siebie wymagam? Czasami myślę, że mam za duże oczekiwania względem siebie. Pewnie zapytacie jakie to oczekiwania... no to tak w telegraficznym skrócie:
* jeść 3 małe posiłki dziennie
* ćwiczyć codziennie, bez wyjątków
* chudnąć z dnia na dzień (no najlepiej to ponad 0.4 kg, co i tak mi nie wychodzi, a to = jestem niezadowolona)
* "zawsze mogło być lepiej" czyli zawsze mi mało. Zjadłam kubek zupy na obiad? No przecież mogłam go w ogóle nie zjeść. Zjadłam małą kolację? Trzeba było ją sobie odpuścić! Ćwiczyłam? Za mało! Nauczyłam się? Niewystarczająco! Schudłam? Za mało. 

Jak widać, sęk w ostatniej gwiazdce. Mam takie parcie na bycie lepszą niż jestem, cały czas lepszą, jeść mniej, ćwiczyć więcej, robić lepiej i sprawniej...! A za porażkę potrafię się ukarać. Np. nie jeść nic cały dzień. I wtedy też nic nie piję poza kawą rano, bo jakoś nie mogę. I nie chodzi mi tu o dzień, w którym myślę sobie "dobra, przerwa od diety dzisiaj, to sobie pozwolę na coś dobrego". Taka nieplanowana porażka, której nie miałam od dawna, na szczęście. Vivan poznała moje dawne sposoby na dręczenie siebie czyms takim nawet w trakcie snu. Teraz już tak nie robię, ale jeśli w końcu będę miała napad? Co wtedy? Zacznę rzygać? Obsesyjnie ćwiczyć? Głodzić się? Mam nadzieję, że nie, ale to parcie na bycie cały czas lepszą... z jednej strony pcha mnie do przodu, z drugiej... no wiecie. Coś w stylu "Zawiodłaś! A Ty NIE MOŻESZ, NIE MASZ PRAWA zawodzić! Będziesz się starać, albo będziesz nikim, przyj do przodu albo zatoń tu gdzie jesteś."

Jestem niezadowolona. Obudziłam się i patrząc w sufit pomyślałam "nic się na wadze nie zmieniło. Dalej będzie tyle samo". Wstałam, weszłam na wagę i... miałam rację. Nic, absolutnie nic się nie zmienia. A uważam, że będąc na takiej a nie innej diecie, mam prawo oczekiwać trochę więcej.

Śniadanie:
Jajko gotowane
Kawa z mlekiem
Obiad:
Kubek brokułowej zupy-krem
Kawa z mlekiem 
Kolacja:
Świeży sok z mandarynek
Gruszka lub jabłko

To jest to co na dziś zaplanowałam. Oczywiście pod koniec dnia będzie edit. A z okazji dnia wagarowicza, nie wiem jak moja klasa, ale ja nie mam chemii :P Ale i tak nie chce mi się iść do tej szkoły... jakoś tak na nic nie mam ochoty. Wstałam dziś nie tą nogą.

Edit: Możecie myśleć co chcecie, ale ja i tak uważam, że jest u mnie super z jedzeniem, bo w ogóle jem. Lubię głodówki, takie prawdziwe. Nic nie jeść... absolutnie nic. To jest dla mnie proste. A to co teraz? Ani proste, ani przyjemne.

Piszecie, że popadam w obsesję. No a tu błąd... mam obsesje od dawna. Od podstawówki mi wypominali, że do nich nie pasuje. Do mojej klasy. Dziewczyny były chude jak patyki, miały same najlepsze oceny i ciuchy z markowych sklepów. A ja nie, nawet szczupła nie byłam, a jechałam na trójach i czwórach. Ciuchy kupowałam i nadal kupuje w lumpeksach, bo jest tanio i można znaleźć fajne rzeczy, coś konkretnego biorę z sieci. 
Tak trajkotam o tym, żebyście siebie lubiły, bo nie chcę by ktoś był taki jak ja. Pisał jakiegoś głupiego posta i płakał nad swoją fałszywością, bo sama coś wam mówię, gdy siebie nienawidzę. Każde spojrzenie w lustro napawa mnie obrzydzeniem. Każde wejście na wagę wywołuje u mnie depresje, bo albo nie chudnę, albo ważę tyle, że to załamujące. Myślenie o tacie powoduje u mnie atak rozpaczy, bo praktycznie nie mam z nim relacji i jestem przekonana, że byłoby mu lepiej w życiu, jakby mnie nie było. I nawet jesli taki stan rzeczy to nie do końca moja wina, to i tak wiem, że nie jestem wystarczająco dobra. Gdybym była lepsza, to i on by mnie lubił. Nie mówie o miłości, ale żeby mnie lubił chociaż. I nie wypowiadajcie w stylu "zrób coś, idź do niego, nie użalaj się tylko nad sobą, bla bla bla" jakbym robiła to cały dzień, codziennie. Nie znacie go, sytuacji też nie. Więc bez takich. 

Skreślam to, bo pisze co myślę, a nie powinnam, to nie jest miejsce na to. To moje sprawy i nikomu nie powinnam w sumie o nich mówić, zachować swoje brudy dla siebie.

***

Wracając do tematu, nie chce mi sie dziś ćwiczyć. Znaczy, codziennie mi sie nie chce ruszyć dupy, ale dziś mi się wyjątkowo nie chce i nie będę ćwiczyć. Waga i tak nie spada, więc... byle do kolacji! I do spania. Byle do jutra, do godziny 14:25 i do ostatniego dzwonka w tym tygodniu.

Niech będzie co ma być, może jutro poczuje się lepiej. Taki dziś mam zły dzień.


15 komentarzy:

  1. Troszkę cierpliwości, a waga na pewno spadnie jestem przekonana bo jesz malutko :)
    Trzymaj się :)

    http://survivalana.bloog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  2. na kolację jedz coś z białkiem a nie węglowodany z owoców. tyle samo kcal a lepiej na noc ;) tuńczyka z wody (nie oleju!) albo troszkę chudego serka białego, albo 2 białka z jajek ;) Btw odpisałam na maila, dzięki! Prędzej czy później będziemy szczupłe, wolalabym prędzej. A chemia to całkiem przyjemniacki przedmiot ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czemu wszystkie piszecie o białku na noc? Po co ?
      Białko najlepiej jeść z godzinę po ćwiczeniach - to wspomoże odnowę mięśni i zapobiegnie bólom. A na noc nie ważne co zjesz - ilość cukru (a dokładniej glukozy) z jabłka czy gruszki jest dla organizmu tak niewielka że nawet nie wytworzy się insulina...

      Usuń
    2. białka na dłużej pozostawiają uczucie sytości niż jabłko. A my zazwyczaj jemy kolację przed 18:00, chociaż spać nie idziemy o 20:00. więc na kolację białka - żeby o 23 nie złapał nas głód przed samym spaniem.

      Usuń
  3. Zaczynasz popadać w obsesję. Nie jest tak, że od zaraz staniemy się we wszystkim idealne. To wymaga masy pracy, wiadomo że łatwiej jest podejmować się tej pracy, gdy ciągle zauważmy małe kroczki na przód. Niestety taki rozwój spraw zdarza się niezmiernie rzadko.
    W teorii jesz malusieńko, ale może za mało pijesz? To jest niestety trochę dziwne, bo im mniej pijesz tym więcej wody się zatrzymuje w organizmie. Gdy zaczniesz pić 2,5 litra dziennie to parę dni waga skoczy (organizm jest 'przyzwyczajony" do oszczędzania wody), ale potem szybko spadnie:)

    OdpowiedzUsuń
  4. To co napisałaś o dążeniu do perfekcji bardzo przypomina mi historię anorektyczek które poznałam. One na początku zaczynały od diety, później zaczęły wymagać od siebie więcej, bo przecież wcale nie musiały zjeść tej kanapki, potem nie musiały zjeść tego pomidora a potem wcale nie musiały zjeść tego listka sałaty. Z ćwiczeniami było identycznie, bo przecież mogły zrobić tych brzuszków więcej, więcej kilometrów przebiec, to błędne koło, dlatego proszę cię bardzo, uważaj na siebie. Widziałam już zbyt wiele zdruzgotanych, bez chęci do życia dziewczyn, których jedynym celem ich życia było dążenie do perfekcji, poświęcając przyjaźnie, rodzinę, zdrowie. Mam ogromną nadzieję, że cię to nie spotka, nie jesteśmy cyborgami, nie wymagajmy od siebie zbyt dużo. Trzymam kciuki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie, masz rację, po części to też twój dzisiejszy wpis zmobilizował mnie do napisania tego typu postu, ale to była tylko kropla w morzu. Przeglądając blogi co rusz spotykam się z tego typu notkami i aż mnie coś skręca jak je czytam. Cieszę się że jesteś świadoma swojej diety i tego że na pewno daleko ci do anorektyczki, oby zostało tak jak najdłużej :)

      Usuń
  5. A ja myślę, że jakbyś dziś poćwiczyła 15 minut to byłaby ogromna satysfakcja, ze pokonałaś leniucha! Więc wstawaj wstawaj i 15 minutek rozciągania i ćwiczeń, mogą być niezbyt męczące, ale zobaczysz, że poczujesz się lepiej! Waga dziś stoi ale jutro lub pojutrze ruszy! Nie poddawaj się! No i jeszcze jedna sprawa: jak poćwiczysz to endorfiny trafią na Twojego organizmu i poczujesz się lepiej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Codziennie ćwiczę. Nie uszczęśliwia mnie to, szczerze mówiąc. I z jednej strony mówią, że nie mam ćwiczyć codziennie,a z drugiej - ćwiczyć. To co mam zrobić? Nie rozdwoje się na dwie decyzje.

      Usuń
    2. Miesnie brzucha - mozesz codziennie. Co dwa dni rob nogi, a co dwa inne ramiona np. ewentualnie codziennie rozciąganko + brzuszki, a 3 razy w tyg 40min treningu (np Ewy Chodakowskiej, na początek skalpel, jest na yt)

      Usuń
  6. Jesteśmy tylko ludźmi i nie potrafimy zrobić wszystkiego perfekcyjnie. Życie nie toczy się tylko wokół jedzenia i ćwiczeń. Nie che Ci się ćwiczyć tzn na prawdę nie masz sił- to nie ćwicz bo padniesz ze zmęczenia. Wystarczy 5 dni ruchu w tygodniu, nie musisz się katować codziennie ćwiczeniami. Nawet jeśli waga Ci się zatrzyma to nie koniec świata, uwierz, że ruszy dalej. Wiesz, że zdrowo chudnąc to jest 1 kg tygodniowo, a nie w 2 dni? I zgadzam się z Czarownicą co do jedzenia, mogłabyś jeść więcej. Ja kiedyś jadłam tyle co Ty dziś i skończyłam jako anorektyczka.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Martwię się o Ciebie :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twoje (nie)wypowiedziane myśli,są przerażające. Nieważne czy jest lepiej niż było. Jest źle. I wiesz tym, że perfekcja zaczyna przejmować kontrolę ?

      Usuń
  8. Też zauważyłam, że zbyt wiele od siebie wymagam. W sumie osiągnęłam już trochę, nie mówię, że na tyle by przestać, ale trochę już spadło, a nadal uważam się za grubasa, który wygląda jak wielki pączek z marmoladą.
    To wszystko idzie w złą stronę niż powinno.
    Mam nadzieję, że odnajdziesz właściwą drogę i sobie poradzisz.

    http://you-have-to-be-strong.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Może to ze względu też na pogodę- ta niechęć do ćwiczeń. Mam nadzieję, że ona nam minie :)
    Trzymaj się :)

    OdpowiedzUsuń