To znowu ja... niby nie ma o czym mówić, ale lepiej mi będzie ze sobą jak jednak napiszę.
Standard, rano 45 brzuszków, ćw. na nogi, na ramiona, na brzuch i rozciąganie. Potem kawa z mlekiem, poszłam do szkoły, wróciłam. Warzywa na patelnię + 1,5 (tak, jeden i pół) wafla ryżowego + kawa. 45 brzuszków i... na tym koniec. To nie to, że mi sie nie chce. Mam doła i nie czuje się do ćwiczeń. Niech mnie ktoś zmotywuje, bo jedyne na co mi sie zbiera to ryk, i to od rana.
Mój tata dziś wraca z za granicy. Cóż, powinnam się cieszyć... a mnie zżera stres. Niestety, tata mnie nie lubi... to jest w sumie główny powód mojej dzisiejszej depresji. No wiecie, założyłam słuchawki w szkole na przerwie i zaczęłam myśleć, że pojadę po niego z mamą na lotnisko, on się uśmiechnie, przytulimy się... i wtedy bam, rzeczywistość przedarła się przez tą piękną kreację mojego umysłu i zobaczyłam to co zwykle widzę. Nawet się nie cieszy jak mnie widzi, nic. Prawdę to powiedział mi kiedyś, ale po alkoholu, że nie chce ze mna utrzymywać kontaktu ani nic, że ma to w dupie. Może ma rację? W końcu kto by chciał takiego bachora. Nie dość, że nie świecę przykładem zdrowia, to ani ja ładna, ani szczupła, schudnąć porządnie nie umiem, ani świadectwa z paskiem nie mam. Żadna duma dla ojca, do tego dziewczyna. Pewnie wolałby syna...
Jestem beznadziejna, pokój z wami.
Edit: No dobra... trochę się podniosłam. Zrobiłam wszystkie moje ćwiczenia dzisiaj poza rowerkiem, bo jechałam po tatę na lotnisko i dopiero wróciłam, a jest 21:42. Chyba jak raz go sobie odpuszczę to nic strasznego się nie stanie... wykorzystam ten czas na szukanie czegoś na nogi, bo jednak to one stanowią mój główny problem. Górę mam szczupłą, brzuch i w ogóle, ale od bioder w dół to jest tragedia. Taki typ figury, niestety. Relacje zdam jutro z moich łowów, i napiszę coś bardziej zwięzłego niż dziś.
Dobranoc :)
I niech moc będzie z wami, młode głodomory!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz