sobota, 11 maja 2013

11/31

Śniadanie: jajko gotowane, kawa z mlekiem
Obiad: Puszka czerwonej fasoli konserwowej, kawa z mlekiem
Kolacja: dwie nektarynki
W międzyczasie: jestę herbacianę potworę. OmNomnomnomnomnomnomnom ;)
Ćwiczenia: 1 min 20 sek wallsit, Mel B rozgrzewka, pupa, brzuch [w pozostałych wyzwaniach na dziś jest przerwa, a ja pare i tak opuściłam, więc... przerwa ;)]

Mój tata wyjeżdża 16stego maja, czyli jeśli się nie rozmyśli to nasz wyjazd do pięknego Rzymu przesunie się na dzień 10 czerwca. Moja mama kręci nosem, bo później, mój tata, bo drożej [im bliżej sezonu tym drożej], a ja, wieczny przesadny optymizm "Więcej czasu na zgubienie sadła! Fuck yeah!". Czasami myślę, że coś ze mną nie tak, bo nie potrafię być tak naprawdę jakaś załamana, smutna, tkwić w poczuciu beznadziejności... a jeśli tak się dzieje, to będę miała/mam okres :P

Taki dzień jak dziś, poza oczywiście chęcią na jazde na rowerze (co mam zamiar zrobić), przywodzi mi na myśl pewne wspomnienia, kiedy - jakby to ująć - byłam niemalże guru dla dziewczyn z ruchu Pro-Ana. Jak o tym teraz myślę to wydaje mi się to aż niemożliwe, hah :D 
Może później to opiszę, jeśli wyrazicie chęć na czytanie tego. 


On:
Ja ]:> :

Chcecie czytać, więc mogę pisać.
To nie było tak, że ważyłam 40 czy 50 kg, bo w tym okresie udało mi się dobić do 58 i nie dalej. A mimo to one jakby nie patrzyły na to ile ja ważę, a na to co robię. Bo wtedy stosowałam strategie głodówek - szybkie, proste i przyjemne. Tylko efekty były na 2 dni, no cóż, ale to chyba oczywiste.
W sumie to był taki dzień jak dziś. A, wybaczcie, czymś się różnił - byłam w gimnazjum, miałam właśnie WF i dochodził koniec drugiego tygodnia mojej czystej głodówki - woda i kawa, tym się "zywiłam". I nasza nauczycielka mówi, że idziemy na stadion. Ja zmarznięta, w gigantycznej bluzie i dresowych spodniach 3/4 pomyślałam "serio??", no ale poszliśmy i ona, że na początek mamy przebiec 2 kółka na stadionie, to jest 800 m. I wyobraźcie sobie, że przebiegłam to bez żadnej przerwy, gdzie wtedy nawet chodziłam bez większej pasji. Potem wyrobiłam jeszcze całą reszte ćwiczeń jakie dla nas przyszykowała [z niej to był ogólnie niezły laps, nadal jest taka jaka była ;p], poszłam na ostatnią lekcję i wróciłam do domu.
Przeżyłam to w ogóle, sama nie wiem jak! I to był czas, w którym ćwiczyłam, jeździłam na rowerze i nic nie jadłam. Jak teraz na to patrzę to wydaje mi się samobójstwo, ale wtedy naprawdę wierzyłam, że nie ma innej drogi, bo byłam już jakiś dłuższy czas na diecie, z której absolutnie nic nie wynikało. Żebym chudła na niej to bym nigdy nawet nie pomyślała o głodówce, ale zmniejszałam porcje, jadłam coraz mniej, a nie było żadnego efektu. Tylko ja byłam wiecznie nieszczęśliwa i zła, bo ograniczałam coś, co naprawdę lubię, a z tego nic nie było.
Teraz niby wcale nie jem dużo więcej niż wtedy, ale raz na jakiś czas robie sobie dzień przerwy, tj. nie ćwiczę i  jem trochę więcej, mam do tego dużo zdrowsze podejście niż miałam wtedy, choć i tak jeszcze długa droga przede mną, bo jaka bym wesoła nie była, to nie zmienia faktu, że nie akceptuję siebie. Odchudzanie to jakaś próba osiągnięcia tej akceptacji, zyskania pewności siebie, której mi jednak brakuje wtedy, gdy jest potrzebna.
Wspominam ten okres raczej gorzej niż źle. Tak, schudłam wtedy do 58, tak, szybko, tak, tak... ale nie byłam wtedy szczęśliwa. To był czas, w którym się odizolowałam od ludzi, i to całkowicie. I ta izolacja towarzyszy mi do dziś, bardzo trudno się jej pozbyć.


No i muszę to napisac, no musze muszę muszę!
Pierwszy gif, ten z Josephem... dayyuuum, DAT ASS!  °¬°

12 komentarzy:

  1. Pisz, pisz, bo jestem bardzo ciekawa ;]

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja również jestem ciekawa jak to było :)
    Fajnie, że pojedziesz do Włoch. Powinnaś jednak bardziej skupić się na tym ile możesz zobaczyć, doświadczyć, niż jak będziesz wyglądać w bikini czy szortach...
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie bywam w bikini ani w szortach, haha :D Nawet jak jest +45 w cieniu.

      Usuń
    2. Jak ja pomyślę o moich maratonach typu trzy tygodnie na wodzie i pomidorze raz w tygodniu to mi się słabo robi... Dobrze że zmądrzałaś.
      P.S. moje łydki raz mają 36 raz 37,5 (nawet 38 miewają) i brakuje im mięśni - generalnie puchnące białe galaretowate cuś, w dodatku śmiesznie krótkie - nie polecam.

      Usuń
  3. hahah, rozwalają mnie te gify ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. zazdroszczę wyjazdu :)
    czekam na dalszą część wpisu

    http://thinchudosc.blox.pl/html

    OdpowiedzUsuń
  5. Eh Ty mój mały zboczuszku :D
    Wiemy obie co czujesz, bo miałam to samo. Gdy było mnie 11 kg mniej łatwiej było iść biegać i paradoksalnie, im więcej chudłam, tym łatwiej było mi się kontrolować :) Dlatego chce do tego wrócić, ale już inną drogą ;))

    OdpowiedzUsuń
  6. Dobrze, że z tego wyszłaś i inaczej, zdrowiej patrzysz na swoją wagę i chudnięcie.
    Na pewno po swoim doświadczeniu wiesz, że takim stylem życia, jakim prowadzisz teraz, schudniesz skuteczniej niż na głodówkach.

    OdpowiedzUsuń
  7. Super plany :) też bym chciała taki wyjazd ale nie teraz bo bym się wstydziła rozebrać . Dobrze że Twoje podejście się zmieniło , ja też już nie jestem taka "psychiczna" jeżeli chodzi o odchudzanie , jem mało , stosuje teraz niby "najgorszą dietę" he he ale moje myślenie jest normalne. Trzymam za Ciebie kciuki <3 http://promarsella.blogspot.co.uk/

    OdpowiedzUsuń